Łatwe z pozoru zadania okazują się czasem niesamowicie zagmatwane, a te skomplikowane często są proste jak budowa przysłowiowego cepa. Podobnie było i tym razem. Realizacja banalnego przepisu okazała się być wielodniowym projektem z wieloma nieprzewidzianymi problemami. Uważajcie na "proste" przepisy, bo możecie spędzić w kuchni więcej czasu niż zakładaliście ;)
|
Po pocięciu na odpowiedniej wielkości kawałki, aluminiowych radiatorów i wycięciu otworu w płytce z pleksi, byłem przekonany, że najtrudniejszą część zadania mam już za sobą. Teraz wystarczy tylko wywiercić otwory, śrubami przymocować radiatory i przykleić od spodu przyciętą jak tasiemkowy makaron taśmę led - banał... No i faktycznie z wierceniem nie było większego problemu. Ostre wiertło wchodzi w pleksi jak nóż w margarynę. Ale to był niestety koniec "bezproblemowości". W następnym kroku trzeba było znaleźć śruby. W moim śrubowym puzderku pasujące do szerokości radiatorów owszem były, ale cztery - mało. No to do sklepu. Tak się jednak nieszczęśliwie zdarzyło, że jak byłem w sklepie, to radiatorów ze sobą nie miałem, więc wybierać trzeba było na oko. Trochę niedoszacowałem i wszystko co kupiłem okazało się być za wąskie. No cóż, trzeba szurać do sklepu drugi raz. Tym razem już z radiatorem, żebym nie wtopić tak jak poprzednio. Okazuje się jednak, że cały wielki regał ze śrubami nie gwarantuje, że znajdziemy to czego szukamy. Do wyboru były zatem nieco za wąskie - takie już miałem. Alternatywą były oczywiście odrobinę zbyt szerokie - takich nie miałem, a ponieważ innego wyboru nie było, postanowiłem zaryzykować. Ostatecznie zastosowane przeze mnie śruby mają 5 mm szerokości, 20 mm długości i szczęśliwie posiadały w komplecie nakrętki, które posłużyły jako separatory pomiędzy żeberkami radiatorów, a płytką pleksi. Dzięki nim powietrze nad radiatorami będzie się mogło mieszać i w ułatwiony sposób wydostawać przez otwór wentylacyjny. Nie będę Was teraz przekonywał ile się trzeba napocić żeby wkręcić "odrobinę" zbyt szeroką śrubę w aluminiowy radiator i żeby całość wyszła w miarę prosto. Ważne, że w ogóle się udało, a efekty możecie ocenić sami.
Picassem nie jestem więc musicie przymknąć oko na niektóre krzywizny. Grunt, że powierzchnia od spodu wyszła gładka i dało się do niej przykleić pokrojoną taśmę led. Ostatecznie w terrarium podziwiać będziecie hodowane tam rośliny, a nie źródło światła. Taką mam przynajmniej nadzieję... Ale wracając do tematu - taśmę trzeba było pokroić na kilkunastocentymetrowe kawałki, a jak wiadomo prąd w powietrzu nie skacze (z pewnymi wyjątkami), a to oznacza, że to co się wcześniej pokroiło, teraz trzeba będzie połączyć. Spodziewałem się tego, ale nie przewidziałem, że przed lutowaniem każdy taki kawałek trzeba będzie wcześniej ochędożyć z zabezpieczającego ledy silikonu... I to z dwóch stron!!! Aby lepiej zobrazować liczbę tych "kłopotliwych" miejsc zaznaczyłem je wszystkie na zdjęciu.
Ostatecznie drugą część realizacji przepisu na oświetlenie w mini terrarium mogę uznać za szczęśliwie zakończoną. Wszystko jest już teoretycznie przygotowane do realizacji trzeciej ostatniej części, czyli lutowania i przymocowania całej konstrukcji w terrarium. No właśnie - teoretycznie... W praktyce spodziewam się najgorszego, czyli wszystkich możliwych komplikacji. Tym razem być może jednak coś, co wydaje mi się masakrycznie trudne do wykonania, okaże się proste jak budowa wspomnianego we wstępie cepa ;)
Ostatecznie drugą część realizacji przepisu na oświetlenie w mini terrarium mogę uznać za szczęśliwie zakończoną. Wszystko jest już teoretycznie przygotowane do realizacji trzeciej ostatniej części, czyli lutowania i przymocowania całej konstrukcji w terrarium. No właśnie - teoretycznie... W praktyce spodziewam się najgorszego, czyli wszystkich możliwych komplikacji. Tym razem być może jednak coś, co wydaje mi się masakrycznie trudne do wykonania, okaże się proste jak budowa wspomnianego we wstępie cepa ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz